piątek, 3 marca 2017

O słynnym towarzyszu wędrówek Ambrożego Grabowskiego

Nasz szacowny kęcki obywatel w całkiem dobrym zdrowiu dożył 86 lat, co jak na standardy epoki w której przyszło mu żyć, było bardzo dobrym wynikiem, zważywszy na dość wysoką umieralność w ówczesnym Krakowie.

Zastanawiające jest, co pomogło Ambrożemu Grabowskiemu, prawie do ostatnich swoich dni, zachować swoistą czerstwość ciała i umysłu. Być może były to tzw. „dobre geny odziedziczone po przodkach, a być może swoisty żelazny reżim, który przez całe życie jemu towarzyszył. 

Ze wspomnień przyjaciela Janusza Ferdynanda Nowakowskiego, „Ambroży Grabowski – wspomnienie z Krakowa. W-wa 1869 r., które zostały opublikowane w rok po jego śmierci, wyłania się taki oto obraz:
„Pan Ambroży Grabowski mimo że liczy blisko 80 lat wieku, jest nader krzepki, zdrów, utrzymuje się nie tylko dobrze, ale chodzi nawet wybornie, bo odbywa milowe przechadzki, np. do Ojcowa pieszo (przyp. autora to dystans ponad 25 km.!) , na co wielu młodych-by się nie zdobyło i twierdzi, że takie spacery go wzmacniają. Wstaje bardzo rano, tak, że już o 6-ej godzinie przyjmuje odwiedzających”.

Być może więc długie spacery i bardzo wczesne pobudki były niezawodnym sposobem Ambrożego na utrzymanie dobrej kondycji fizycznej. Jego wielokilometrowe wędrówki stały się wręcz legendarne, a niezawodnym i wiernym towarzyszem tych eskapad po podkrakowskich okolicach był słynny kij, który literacko został unieśmiertelniony przez samego Grabowskiego w jednej ze swoich ksiąg:


„Kiju mój krzywy! I cóż ci to szkodzi,
I że się z ciebie natrząsają młodzi,
Żeś jest niezgrabny, jak wyjęty z płota:
Bo niewiadoma im jest twoja cnota.

Tyś w służbie mojej dawne pomnisz czasy,
Tyś ze mną zwiedził pola, góry, lasy,
Tyś mój druh, ty mój przyjaciel od serca,
Tyś nigdy ku mnie nie był przeniewierca.

Gdy cię mam w ręku, podpory nie braknie,
A ześ niekształtny, nikt na cię nie łaknie.
Kiju mój!...jak mi służyłeś, służ dalej,
Twój też pan nigdy ciebie nie oddali."


Dzięki fotografii wykonanej w krakowskiej pracowni Walerego Rzewuskiego około 1865 r., przedstawiającej Ambrożego Grabowskiego w długim płaszczu i w kapeluszu na głowie, z kijkiem w ręku, która to fotografia znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie, wiemy jak ów „druh i przyjaciel od serca” wyglądał. 


Zapewne swojemu mistrzowi towarzyszył aż do samej śmierci. 


Jurand Saternus




Portret Ambrożego Grabowskiego; ok. 1865; fotografia z pracowni Walerego Rzewuskiego w Krakowie/Muzeum Narodowe w Warszawie

                                    Fragment w/w fotografii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz